piątek, 1 lutego 2013

Aprilynne Pike "Magia Avalonu"




W tej części Aprilynne Pike powraca z nową dawką przygód nastoletniej wróżki Laurel. Młoda niedoświadczona wróżka w czasie wakacji wyrusza do magicznego Avalonu , aby nauczyć się co nieco o magii. Tam przez cały czas towarzyszy jej Tamani, którego darzę wielką sympatią i który bez zażenowania daje dziewczynie znać, że czuje do niej coś więcej niż tylko przyjaźń. Laurel wiedząc, że w domu czeka na nią Dawid wie decyduje się na wakacyjny romans z przyjacielem choć ciągnie ją do niego jakaś siła. Moim zdaniem wątek, którym jest miłosny trójkąt Tamani-Laurel-Dawid jest jesdnym z ważniejszych i ciekawszych w książce.
Po przeczytaniu książki czytelnik czuje duży niedosyt i myślę, że dzięki dosyć niejasnemu zakończeniu każdy kto sięgnął po pierwsze części chętnie sięgnie po kolejne dwie.
Powiem szczerze, że choć osobiście pierwsza cześć bardziej mnie urzekła, po tę sięgnęłam oczekując po niej trochę więcej to mały niedosyt jaki poczułam nie przeszkodził mi w pochłonięciu książki z podobnymi jak przy pierwszej części wypiekami na twarzy, a także po szybkie sięgnięcie po kolejne dwie.

Ocena: 9+/10  

piątek, 25 stycznia 2013

"Skrzydła Laurel" Aprilynne Pike

Przyznam, że sama niezbyt interesuje się wróżkami i ich magia, ale że pierwszą część książki dostałam na urodziny od cioci to sięgnęłam po nią z poczucia obowiązku. :)
Książka bardzo przekonała mnie do tej tematyki i ostatnio z dnia na dzień czytam cześć za częścią.

Jeżeli jeszcze nie wyrosłyście z wróżek, czarów i magicznych tajemnic ta książka będzie idealna, aby jeszcze trochę pomarzyć. Jeśli jednak magiczna kraina to już przeszłość powieść wciągnie was w labirynt uczuć i przeżyć dziewczyny, która po przeprowadzce z odludzia Orick przeprowadza się z rodzicami do większego miasta Cressent City. Tam nauczana wcześniej w domu Laurel idzie po raz pierwszy do szkoły. To tam spotyka pierwszych przyjaciół.  I chociaż bardzo różni się od innych uczniów: jest weganką, nie maluje się bo każdy kosmetyk jej szkodzi, a włosy zamiast myć szamponem spółkuje wodą… to nie to jest największą zmianą w jej życiu.


Największą zagadką jest mały nieco bolący punkcik, który wraz z nadejściem jesieni pojawia się na jej plecach…. Przerażona dziewczyna nie chce zaufać rodzicom. Pomoc uzyskuje od poznanego w szkole przystojnego Dawida. Jednak w czasie jednej z podróży do starego domu poznaje przystojnego wartownika wróżek Tamaniego… Kogo wybierze? Tajemniczego przedstawiciela wróżek, czy zawsze skorego do pomocy człowieka?
Jeśli chodzi o moją opinię to książka choć opowiada o wróżkach i magii to naprawdę wciąga i porusza. W niektórych momentach można wyczuć, że jest to pierwsza większa książka Aprilznne Pike, ale nie jest to problem, gdyż ja zakochałam się w bohaterce i przygodach od pierwszego wejrzenia :)
Jedynym minusem polskiej wersji tej książki jest okładka… Według mnie jest okropna i najważniejsza rzecz nie jest zgodna z książką. 

czwartek, 24 stycznia 2013

Czarnoksiężnik z Archipelagu

Powiem szczerze, że po tę książkę sięgnęłam tylko dlatego, że musiałam. W szkole kazali więc podeszłam do tego z niemałą niechęcią :)


Jest to jedna z niewielu książek, o której mimo nie potrafię wyrobić sobie jednoznacznej opinii. Niby są tutaj czary, ciekawa fabuła, dużo plastycznych opisów i bohaterowie, którzy są barwni, którzy odczuwają prawdziwe emocje, a nie tylko stwarzają pozory… Z drugiej jednak strony czary nie są tak wspaniałe jak myślałam, zanim wzięłam książkę do ręki, fabuła nie wciągnęła mnie na tyle mocno, by z zapartym tchem pochłaniać kolejne strony, opisy zajmują znacznie ponad połowę książki, a bohaterowie… cóż jest ich sporo, ale czasem odnosiłam wrażenie, że za mało się o nich dowiedziałam. Tak, więc mam wielki dylemat przy pisaniu tej recenzji.

Po książkę sięgałam dwa razy. Aby udało mi się ukończyć czytanie potrzebowałam dość dużo czasu.  Zaparłam się i z trudem, czytając po dwa rozdziały dziennie, skończyłam. Ktoś mógłby zapytać, po co się tak męczyć. Uznałam, że dzieło tak znane i chwalone, nazywane wprost „arcydziełem” będzie warte włożonego wysiłku. Styl pisania autorki zupełnie mi nie odpowiadał, ale przesłanie powieści widoczne szczególnie w zakończeniu jest bardzo mądre i pouczające.

Czytelników "Harrego Pottera" J. K. Rowling (ja osobiście go kocham <3)zapewne uderzy zaskakująca zbieżność głównych motywów opowieści o czarodzieju z Hogwartu i magu z Roke. Jest więc chłopiec, mający w sobie czarodziejskie moce, których jest nieświadomy. Jest półsierotą, którym opiekuje się ciotka. Jest szkoła czarnoksiężników, w której poznaje i przyjaciela i wroga, a także walka z cieniem z krainy śmierci.
Według mnie jednak "Czarnoksiężnik z Archipelagu" nie zawdzięcza swoje sławy powinowactwu z cyklem o Harrym Potterze, a atmosferze w jakiej snuta jest ta opowieść o świecie otoczonym przez morza, o samotnych wyspach, których krajobraz kojarzy się z krajobrazem Irlandii, z rzadka rozrzuconymi nań kamiennymi miastami i ubogimi wsiami, gdzie przybycie gościa napawa lękiem przed obcym i radością z możliwości wysłuchania nowin ze świata. To właśnie sprawiło, że atmosferą emanującą z powieści zachwycony był Stanisław Barańczak tłumaczący ją na prośbę Stanisława Lema.

To w takim świecie żyje Ged przeistaczający się stopniowo z wiejskiego chłopca łaknącego nauki w dufnego w posiadane moce ucznia szkoły magów i wreszcie świadomego, przedwcześnie dojrzałego czarnoksiężnika, który już wie, że "(...) im bardziej rośnie prawdziwa moc człowieka, im bardziej poszerza się jego wiedza, tym bardziej zwęża się jego droga, którą może on kroczyć; aż wreszcie niczego już nie wybiera, lecz czyni tylko i wyłącznie to, co musi czynić ... ". I który musi w końcu zmierzyć się z tym, przed czym uciekał, przed konsekwencjami własnego czynu i w tej konfrontacji "(...) ani nie został pokonany, ani nie zwyciężył, lecz nazywając cień swojej śmierci swoim własnym imieniem, uczynił siebie całością; człowiekiem; kimś, kto znając swoje ciało, prawdziwe ja, nie może zostać wykorzystany ani zawładnięty przez żadną inną moc poza sobą, i kto przeżywa dzięki temu swoje życie w imię życia, a nigdy w służbie zniszczenia, cierpienia, nienawiści lub ciemności."
Kolejnym z najbardziej zaskakujących w tej powieści elementów jest to, że akcja „nie pędzi na łeb, na szyję”, powiedziałabym, że toczy się  raczej sennie…  A jednak czytając Czarnoksiężnika miałam nieodparte wrażenie, że LeGuin w jakiś niewyjaśniony sposób opowiadała mi historię, która już znam, jakbym przypominała sobie tylko dawno zapomniane wydarzenia. Mogłabym na palcach jednej ręki policzyć, ile razy coś takiego czułam podczas lektury: „Córka Anioła” Lynn Sholes i Joe Moore’a, „Hotel belle rouen” Marthy Grimes.
Powieść Ursuli Le Guin może być dla nas prostą historią o przygodach młodego czarnoksiężnika, ale można ją traktować także, jako przypowieść o dokonywaniu życiowych wyborów, akceptacji własnego ''ja'', drodze do mądrej, świadomej dojrzałości. W powieści, jak to zwykle u Le Guin bywa, odnaleźć można fascynację pisarki wschodnim mistycyzmem - filozofią, zgodnie, z którą nie ma jasnego podziału nad dobro i zło, gdzie oba te czynniki uzupełniają się wzajemnie i są sobie niezbędne. Powieść napisana jest ''sennym'' językiem, ten gawędziarski styl odnajdziemy także w wielu innych powieściach autorki.

Tak jak wspomniałam mój stosunek do tej książki jest obojętny. Książka jest idealna na leniwe wieczory lub bezsenne noce. Jeżeli ktoś zdecyduję się na przeczytanie tej książki to polecam rozsiąść się  po prostu wygodnie w fotelu i przygotować na baśniową opowieść. Wyobrazić sobie, że jest się gdzieś tam, na wyspie Gont i przy ciepłych językach ognia buchającego z ogniska, słucha się opowieści potomków wielkiego czarnoksiężnika z Archipelagu.

Na końcu dodam jeszcze, że bardzo zaskoczył mnie poziom tej książki, bo zazwyczaj wydawnictwo Prószyńskiego wydaje tylko książki, którym bez wahania mogę postawić wysoką ocenę...

Jeśli chodzi o ocenę punktową  5/10

Na początek....

Na początku powiem, że nie mam bladego pojęcia jak profesjonalnie pisać recenzje.
Ale czasem po prostu mam potrzebę podzielenia się z kimś tym co czuję po lekturze.
Tak więc właśnie dlatego powstaje ten blog....